Wykształcone na literaturze seksuologicznej, przyswojonej nadzwyczaj powierzchownie, pod kątem: co ja z tego mam? — zamiast: co nam to daje? twardo stawiają wymagania. Stawianie wymagań w dziedzinie seksu jest rzeczą straszną, ponieważ gdy mężczyzna nie może im sprostać, wpada w głęboką depresję. Większe nieszczęście nie może go już spotkać. Wobec powyższego pędzi do seksuologa. Zaczynają się wędrówki od lekarza do lekarza, używanie takich leków, innych leków, może lupulina, a może środki uspokajające. I zaczyna się droga przez mękę w poszukiwaniu złotego środka, który by wyleczył impotencję w sytuacji, która jest wynikiem nadmiernej potencji możliwości seksualnych. Ostatnimi laty w literaturze światowej, na przykład u Mastersa Johnson, spotyka się opisy metod przedłużania zbyt krótkiego czasu trwania stosunku. Można by oczywiście dyskutować sens ,,zbyt krótkiego czasu” — czy zbyt krótko to jest dwie minuty, czy trzydzieści minut. Prawidłowy czas trwania stosunku nie może dotyczyć jednego z partnerów, czyli tylko mężczyzny — ponieważ jest wykładnikiem zadowolenia seksualnego obojga partnerów i w tym aspekcie zarówno dwie, jak i trzydzieści minut może być całkowicie zadowalającym okresem. Istota rzeczy polega na umiejętności zgrania reakcji dwojga ludzi, a ponieważ różne kobiety rozmaitą mają pobudliwość, więc od mężczyzny powinno zależeć wydłużanie bądź skracanie tego okresu.