Wszyscy kochamy zmuszać kogoś do czegoś; na zmuszaniu się do czegoś albo zmuszaniu kogoś do czegoś upływa nam życie. Jeśli tylko udaje się nam częściej zmuszać niż być zmuszanym lub jeśli to, do czego zmuszamy, jest trudniej osiągalne niż to, do czego sami jesteśmy zmuszani nie jest to bynajmniej życie złe. Aby jednak na to niezłe życie zasłużyć, przyłożyć się do niego musimy już od kołyski. Najlepiej zacząć od czegoś zupełnie prostego, na przykład od babci. Za niewielką cenę niezasikania pieluszki zmuszamy babcię do zjedzenia przygotowanego dla nas posiłku. Za równie niewielką cenę niewylecenia z kołyski zmuszamy matkę do siedzenia całymi dniami w domu itd.
Kiedy już nieco podrośniemy, za niemówienie przy gościach brzydkich wyrazów zmuszamy rodziców do kupowania nam słodyczy. W szkole zmuszamy nauczycieli do nauczenia nas czegokolwiek. Ponieważ rzadko się im to udaje, zmuszamy z kolei w domu matką i ojca, aby za nas odrabiali lekcje, za cenę nieskompromito- wania się przed znajomymi, którzy mogliby się przecież dowiedzieć, że powtarzamy tę samą klasę. Kiedy już większość klas mamy za sobą, zmuszamy dziewczęta, aby z nami chodziły, za cenę niebycia samotnymi. Ponieważ tych, które nie chcą być samotne, jest dużo, zmuszamy rodziców, aby za nas wybrali nam jakiś zawód, jako że my sami nie mamy już na to czasu. Jeśli zawód wybrany dla nas przez rodziców połączony jest z dalszymi studiami, zmuszamy z kolei profesorów do tego, co przeważnie nie udawało się nauczycielom w szkole. Ponieważ jednak rodzice nie są już na ogół przygotowani do odrabiania za nas ćwiczeń na uczelni albo zmuszamy profesorów, żeby się z tym pogodzili, albo znajomych do znalezienia nam jakiejś posady.