To jedyny skarb, który nie czyni nas skąpcami, który rośnie w miarę, jak się go trwoni, przeobraża nas w króla Midasa, każda pieszczota przynosi złoto, które na próżno usiłują wyprodukować młodzi uczniowie czarnoksiężników dzisiejszych. I w dodatku nudzą się, przyznają to, proklamują w swoich buntach, na sztandarach swoich barykad! Jakież to żałosne! Biedna młodzież dzisiejsza w swoim grzechu znalazła pokutę, chciała zwrócić uwagę na siebie i przeszła obok cudu nie widząc go(…) Czasem myślę, że mamy do czynienia ze zjawiskiem młodzieży aseksualnej. Chciałabym zobaczyć przyczyny tego zjawiska, ale byłoby to długie i trudne, może nawet niemożliwe, bo statystyki pobudzają do śmiechu (jak np. pani S. Hite [patrz s. 21] — M.W.) albo wymagają poświęcenia im całego życia (jak A. Kinsey — M. W.). Prawdą jest, że w czasie jednej z nielicznych przyjacielskich rozmów Dolores (córka) wyrzucała mi, że moje pokolenie, podobnie jak i następne, składało się z kobiet o wybujałym temperamencie. Myślałyśmy, że miłość jest czymś, co, jak sztuka, wystarcza, aby wypełnić i nawet usprawiedliwić całe życie. Dla nich to jest tylko akt. A dla mężczyzn? Tak samo, odpowiedziała mi z pogardą. Coś podobnego tłumaczyła mi także Aleksandra (druga córka): życie jest trudne, muszę zdobyć stanowisko, nie bawić się w romantyzm (…).