Jacy subtelni pisarze, czy jakie zawiedzione matki zdołały z nas stworzyć ludzi, którzy przystępowali do miłości tak, jak wchodzi się do grobowców faraonów albo do Panteonu, wiedząc, że to przywilej dany im wspaniałomyślnie i że powinno się ofiarę spełnić do ostatniej kropli krwi? Z tego wszystkiego przekazaliśmy młodym tylko brutalne i anty- estetyczne doznania aktu. Nie odmawiając sobie tego, oczywiście, przed, czy po ślubie, ilekroć im przyjdzie ochota. Ale ochota nie przychodzi tak często. (…) Nie zamykają się w swoim pokoju na to długie misterium, które prezydowało naszemu życiu. Pamiętasz, Santiago (mąż), wiśnie na lodzie, moje drzemki, głębsze i mocniejsze niż twoje i przerywane przez twoje przypływy miłości, wiersze Boudelaire’a i głę- biny poza czasem? My przynajmniej nie straciliśmy naszej młodości” . Czytając rozważania pani Bullrich przypominają mi się okupacyjne noce pierwszych lat naszego małżeństwa. W rozwalonym pokoiku, okna zabite deskami, mróz trzaskający, bo piecyk żelazny wygasał szybko — ukryci pod stertą kołder i koców gadaliśmy, gadaliśmy wśród pocałunków, przytulań bez końca… Godziny płynęły, a babcia, co jakiś czas wybijana ze snu, pomrukiwała zniecierpliwiona… I o czym wy tak bez końca gadacie?… — Uzgadniamy… mamo, uzgadniamy!…