To miało być kolejne nudne posiedzenie sejmu. Na sali obecnych było tego dnia jakieś 180 osób, toczyły się kolejne czytania, dyskusje i debaty. Dzień jak co dzień. Pojedynczy dziennikarze czekali na posłów z którymi mieli zamiar tego dnia porozmawiać. Niby nic się nie działo – a jednak chodziły słuchy, że ma zostać odwołanych kilku ministrów ekipy rządzącej, w tym sam minister finansów. Dodatkowy smaczek sprawie nadawała fakt, że nowym premierem rządu miał niedługo zostać (jak się mówiło w kuluarach) faktyczny przywódca parti prawej i sprawiedliwej. To taka szara eminencja, która pociągała za wszystkie dostępne sznurki – łącznie z tymi najważniejszymi. Sprawowała dotychczas władze dzięki swoim marionetkom. Trzeba przyznać, że dość sprytne zagranie – on sam i jego wizerunek był doszczętnie zniszczony, co raczej nie sprzyjało sondażom. Stąd pomysł na rządy z cienia. Teraz jednak sytuacja musiała się unormować na tyle że postanowili zadziałać jak za starych dawnych czasów i schować wszelkie pozory do lamusa.