Efekty szerokiej dyskusji seksuologów na łamach polskich czasopism i publikacji książkowych w sytuacji, gdy kobiety wypowiedziały wojnę swojej siedemdziesięcioprocentowej oziębłości — nie dały na siebie długo czekać. Rozpoczęły się zawzięte spory o „prawdziwy” orgazm, i tu już dały o sobie znać jatrogenne skutki nadmiaru sprzecznych informacji. Nie ma lepszych lub gorszych orgazmów, są to po prostu indywidualne reakcje kobiety i niejednokrotnie bardzo się różniące od siebie w zależności od okolic ich odczuwania. Nierzadko dostaję listy z pytaniem: czy fakt, że odczuwam orgazm w taki, a nie inny sposób świadczy o tym, że jestem gorsza? Całe moje rozważania zmierzają do tego, aby w rozmowach z kobietami wykazać bezsens takich pytań. Ginekolog rozmawiając z pacjentką może dowiedzieć się, w jaki sposób pacjentka pewne rzeczy przeżywa czy odczuwa, łącząc wywiad z badaniem ginekologicznym. Na przykład, zalecając środki antykoncepcyjne może stwierdzić doświadczalnie, że kapturki naszyjkowe usuwają całkowicie bodźce erotyczne pochodzące z części pochwowej macicy, doprowadzając do niemożności osiągnięcia orgazmu u kobiet, u których wyłącznie szyjka maciczna jest unerwiona erotogennie. Spotkałam takich kobiet kilkanaście w swojej praktyce lekarskiej, pomimo twierdzenia seksuologów, że szyjka nie jest unerwiona seksualnie i nie odgrywa większej roli w odbieraniu podniet. Nie ma wprawdzie wiele takich kobiet, ale jednak są.