Oczywiście żal serce ściska za przyjaciółkami „na całe życie”, ale któraż by wybrała przyjaciółkę, a nie ukochanego, gdyby do takiego wyboru doszło. I stąd konieczność trzymania przyjaciółek na odległość, nad czym tak biada pani Susan Brownmiller. Pani Dana Densmore w publikacji Voices from Women’s Liberation pod redakcją L. B. Tahner, wydanej w Nowym Jorku w 1971 roku, jest śmielsza w porównaniu z poprzednimi autorkami. Zajmuje się seksem. Chodzi tu o seks kobiecy, który w istocie ogranicza ona tylko do orgazmu. Seks staje się celem, a nie elementem składowym miłości i drogą do rozrodu. Wygląda na to, że wytoczono następną bombę po zakwestionowaniu wartości rodziny i próbach zniszczenia reprodukcji „sterowanej przez wmówione instynkty”. Przechodzę do cytatu:
„Zostaliśmy zaprogramowani, by marzyć o seksie. Oferuje on coś, co klienci kupią. Oznacza awans i obiecuje szczyptę indywidualnego samoutwierdzenia w sposób tępy i zrutynizowany. Jest dla kobiety jedynym środkiem do zdobycia władzy. Jest również środkiem do zdobycia władzy nad kobietą, ponieważ jej pożądanie kieruje się ku mężczyznom, I choć mało kobiet odczuwa rzeczywistą satysfakcję, szuka się wówczas winy w konkretnym partnerze, hołubiąc dalej mit, że satysfakcja jest osiągalna i że nirwany tej może dostarczyć tylko mężczyzna (…). Trzeba uprzytomnić sobie, że seks nie jest konieczny i że celibat nie jest zmorą, lecz stanem, który może być bardziej wskazany, a nawet przyjemniejszy od seksu. Czyż spanie z mężczyzną, który tobą gardzi, który ciebie się boi i który chce cię pokonać, nie jest naprawdę wstrętne? Czy spółkowanie w atmosferze wypranej z godności nie ma w sobie czegoś nieubłaganego? Po co się dręczyć? Nie musisz tego robić.