W czasie porannej herbaty w biurze inna koleżanka opowiada o zatruciu się jej szwagra grzybami. Objawy zatrucia szwagra niemal zupełnie zgadzają się z naszymi objawami, ale ponieważ grzybów w ogóle nie jadamy ta ewentualność odpada. Jednakże na wszelki wypadek postanawiamy wziąć na przeczyszczenie, ponieważ mogliśmy ulec zatruciu, niekoniecznie grzybami. Do końca dnia pracy wysłuchujemy jeszcze kilku opowieści: o ataku wyrostka robaczkowego, postrzale w bok, przewianiu, wrzodzie w nosie, drętwieniu rąk, bólu lewego łokcia i szumie w głowie. Każdy z relacjonowanych przypadków zawiera komplet elementów zgodnych z naszymi objawami, ale w ostateczności nie potrafimy się zdecydować na coś konkretnego. Na wszelki wypadek postanawiamy jednak poddać się płukaniu jelit i naświetlaniu krótkofalówką, ponieważ nigdy nic nie wiadomo. Po powrocie do domu kolejne schorzenia referują nam domownicy. I w tym wypadku objawy, o których nas informują, zgadzają się w pełni z naszymi obserwacjami, niemniej nadal nie potrafimy się na coś konkretnego zdecydować. Przed zaśnięciem uświadamiamy sobie, że niemożność zdecydowania się na jakąś konkretną chorobę, mimo że wszystkie objawy się zgadzają, jest chyba tym właśnie poszukiwanym przez nas scho- rżeniem. To nas nieco uspokaja (wiemy już prawdopodobnie, co nam dolega) i pozwala zasnąć. Czy diagnoza nasza wytrzyma jednak próbę czasu to się okaże dopiero rano, kiedy po przebudzeniu się, nie wstając z łóżka, będziemy zastanawiać się nad tym, jakbyśmy w nocy spali.