Aby zdobyć wyróżniające nas, zwłaszcza w opinii kobiet, miano kochającego się zabawić, nie wystarcza np. w ciągu całego czternastodniowego turnusu wczasowego opowiedzieć w towarzystwie jeden kiepski dowcip, który na dodatek wszyscy znają, i to w zabawniejszej jeszcze wersji, ale należy nieustannie, bez przerwy, tryskać jak najbardziej zaskakującymi pomysłami. Nie ma bowiem takich okoliczności, w których nie można by strzelić zabawnym pomysłem, istnieją tylko ludzie pozbawieni pomysłów. Aby to zadokumentować, przedstawiamy poniżej garść sytuacji powszechnie uważanych za mało atrakcyjne, w których człowiek, jeśli tylko kocha się zabawić, potrafi bez większego trudu zabawić i siebie, i otoczenie. Sytuacja pierwsza z garści: zebranie. Wiedząc, że na zebraniu przemawiać lub wygłaszać referat będzie człowiek dla nas niesympatyczny, poświęcamy wieczór przed zebraniem na wyuczenie się na pamięć kilkunastu dowcipów, po czym nazajutrz oczekujemy na moment, w którym antypatia nasza zabierze głos. Kiedy zacznie mówić, opowiadamy pierwszy świetny dowcip sąsiadowi z prawej i sąsiadowi z lewej strony. Odczekawszy, aż sąsiedzi wyśmieją się i sąsiad z lewej przekaże dowcip swemu sąsiadowi z lewej, a sąsiad z prawej swojemu sąsiadowi z prawej, serwujemy następnie naszemu sąsiadowi z lewej i naszemu sąsiadowi z prawej kolejny świetny dowcip. Jeśli tylko po lewej i po prawej stronie nie mamy sąsiadów głuchych bądź też jąkających się, w drugiej maksymalnie godzinie trwania referatu wygłaszanego przez naszą antypatię, za pomocą mniej więcej trzydziestu świetnych dowcipów, osiągamy w pełni pożądany efekt.