Jeśli nieprzeparta ochota zmusza nas do zanucenia bądź też odśpiewania czegokolwiek, czynimy jak następuje: a) odkorkowujemy wannę, b) puszczamy pełnym strumieniem wodę z kurków, c) głowę wsadzamy do wody i dopiero w tej sytuacji sobie folgujemy; A pilnując kołyski z wrzeszczącym niemowlakiem, co kilka minut podniesionym głosem tak aby sąsiedzi dobrze nas usłyszeli karcimy niemowlaka, dając im w ten sposób do zrozumienia, że to on wydaje z siebie dźwięki, a nie my; A idąc w zwartym szyku do kąpieli, na rozkaz dowódcy: „Kompania śpiewa!” poruszamy ustami nie wydając jednak z siebie żadnego głosu; nie jest bowiem wykluczone, że któryś z naszych sąsiadów z czwórki czeka tylko na to, abyśmy otworzyli usta, z zamiarem złowienia nas do zespołu mundurowego bądź cywilnego. Wszystkie te zabiegi w dziewięćdziesięciu procentach zapewniają nam bezpieczeństwo osobiste, jeśli naprawdę kochamy śpiewać. Tylko w dziewięćdziesięciu ponieważ istnieje zawsze możliwość, że któregoś dnia ktoś, widząc, jak poruszamy ustami bez wydawania głosu, zaangażuje nas jako wyróżniającego się swoją oryginalnością solistę do nowo organizującego się zespołu poruszających ustami.