Jeśli nie kocha się śpiewać, to znaczy jeśli z własnego śpiewu chce się uczynić przedmiot handlu, wystarczy jadąc pociągiem nucić sobie coś pod nosem, kąpiąc się w wannie wykonać arię z opery lub też zupełnie bezczelnie wykorzystać imieniny przyjaciela do zademonstrowania swojego towaru głosowego. Istnieje tylko niewielkie prawdopodobieństwo, aby nie zostać zauważonym: w pociągu nucenie pod nosem, jako ciekawą propozycję piosenkarską, na pewno usłyszy ktoś, kto jeszcze nie sfinalizował ostatecznie kompletowania nowego zespołu big-beatowego, w wannie sąsiad zza iciany, który jest albo redaktorem radia, albo redaktorem telewizji, na imieninach przyjaciela natomiast, jeśli ilość obecnych nie przekracza dziesięciu osób znajdzie się co najmniej trzech ludzi zawodowo zajmujących się upowszechnianiem piosenek i tylko czekających na taką okazję.
Jeśli natomiast kocha się śpiewać, należy zastosować szczególne środki ostrożności, aby przypadkiem nie zostać wyłowionym i natychmiast sprofesjonalizowanym. W tym celu:
A na plaży nadmorskiej, czując potrzebę wyśpiewania się, nie uciekamy się do ściszania głosu w nadziei, że gwar tam panujący i szum fal nas zagłuszą, tylko, nie leniąc się, albo wypływamy kilometr w morze, albo oddalamy się na wydmy, położone co najmniej kilometr od ostatniego rozłożonego na plaży osobnika, i dopiero na osobności wyśpiewujemy się do woli; A na spotkaniu koleżeńskim, po kolacji, nie dajemy się lekkomyślnie sprowokować słowami: „A teraz może byśmy sobie zaśpiewali, na przykład «Szła dzieweczka do laseczka” tylko jeśli nawet inni dadzą się sprowokować milczymy konsekwentnie, udając brak słuchu.