„Składam dzięki matce Naturze, że dała mi poznać namiętność, tę wyspę samotną i triumfalną, na której lądujemy oboje razem, w glorii astronauty, lądujemy na Księżycu (autorka słowem namiętność zwykle określa miłość — M. W.). W porównaniu z tym Ziemia jest planetą ubogą, bez wielkich ponęt. Dzięki za to, że dane mi było być szaleńczo młodą, i za to, że należałam do pokolenia zapóźnionych na zacofanym w rozwoju kontynencie, w czasie, którego mieliśmy aż za dużo, żeby kochać się, śmiać i czytać poezje, bo ci, którzy dla siebie zatrzymali władzę i pieniądze, nigdy nie musieli na nas zważać, a byliśmy dość rozumni, by wiedzieć, że w gruncie rzeczy pozostawiają nam lepszą cząstkę (…). Okradli nas ze wszystkiego: połowę zabrało pokolenie naszych rodziców, drugą połowę wydziera sobie pokolenie naszych dzieci, ale nie potrafili dostrzec, że nas skazali na miłość, tak jak męczennika skazuje się na raj. Prawda, że zostawili nam skarby nietrwałe, które miały ulec zniszczeniu wraz z naszą młodością. Ale smak władzy i pieniędzy także staje się z czasem mdły, wszystko, co ludzkie, traci świeżość, gdy się to posiądzie. Najdłużej trwa to, co najbardziej przelotne, miłość i wspomnienia.