Kiedy rano, w trakcie golenia, zauważymy pod nosem maleńką krosteczkę, nie lekceważymy jej pod żadnym pozorem, tylko natychmiast sięgamy na półkę po popularną encyklopedię zdrowia i zaczynamy w niej szukać, co taka krosteczka oznacza. W trakcie szukania udaje się nam szczęśliwie natknąć na opisy schorzeń, w których, co prawda, krostka nie występuje, ale które pomagają nam uświadomić sobie inne, od dłuższego czasu trapiące nas dolegliwości. Niebezpieczeństwa, jakie zgodnie z encyklopedią wynikają z tych innych naszych dolegliwości, nakazują nam natychmiastowe działanie, zwalniając nas w pełni od dalszego szukania wzmianek o krostce. Zaczynamy więc działać. Do wyboru mamy: lekarzy ubezpieczalni, lekarzy znajomych i stryjenkę, która zawsze umie dobrze poradzić. Myśl o lekarzach ubezpieczalni, jako niezdolnych do poznania się w ogóle na jakichkolwiek objawach, odrzucamy natychmiast, myśl o lekarzach znajomych, jako niezdolnych do poznania się na naszych objawach, odrzucamy w drugiej kolejności. Stryjenka natomiast poleca nam profesora-sławę, chociaż jej zdaniem pewniejszy jest znachor-zielarz. Dzięki protekcji przyjaciół stryjenki na stanowisku uzyskujemy wizytę u znachora-zielarza w najbliższym wolnym terminie, to znaczy za sześć miesięcy, w piątek. Nie wiemy jeszcze, co znachor nam konkretnie powie na temat naszych dolegliwości, niemniej nie ulega kwestii, że w piątek nic dobrego powiedzieć nam nie może. Na szczęście jednakowej wizycie u znachora, udaje się nam usłyszeć w stołówce rozmowę, z której wynika, że przewidziana jest reorganizacja naszego biura, a w wyniku tej reorganizacji redukcje.